Mieszkają w Aspen. Gdybym była swoim chłopakiem, albo jego kolegami, którzy uwielbiają snowboard i narty, to już bym wsiadała w samolot. Ale nie jestem :D. Mają trójke dzieci, w tym dziewczynka 10 miesięcy i chłopiec 2 latka. Dużo roboty, a jedyne co po pracy to snowboard. Fajne na miesiąc, ale nie na 12 :). Zaprosili mnie na Skype.. bez żadnego maila itd. Nie przyjęłam ich jeszcze... musze im napisać, że bardzo dziękuje, ale nie dam rady z ich dziećmi. Ale mi się po prostu nie chce... Co chwilę muszę pisać do jakiejś rodziny, że "Jesteście wspaniali, ale dziękuje"... Męczy to, ale uczy cierpliwości.
Co do rodziny z Vienny (ci co pochodzą z Indii)... Rozmawiałam z ich byłą au pair. Jest ze słowacji, więc mogłam pogadać z nią o różnicy kulturowej, o szoku itd, bo została wychowana podbnie jak my, ludzie z PL :). I stało się coś czego się nie spodziewałam.. Podobają mi się bardziej, gdy ona o nich mówi, niż oni sami. Była ze mną kompletnie szczera, mówiła o ich wadach, o tym, że nie są uczuciowi i czasem jest z nimi dziwnie... Rozmawiając z nią, to mi nie przeszkadzało. Ona napisała, że pojechała do nich z wygody. Dają sypialnie, kuchnie, łazienkę, samochód. Mają jedno dziecko, nigdy się z nimi nie pokłóciła... Brzmi idealnie, co? Ale kiedy siadam przed kompterem by z nimi pogadać... nie jestem taka podjarana. Gdy nie mam już pytań co do bycia ich au pair.. jest niezręczna cisza i podtrzymywanie rozmowy w sztuczny sposób. Oni nie są uczuciowi, nie przytulają, nie plotkują przy stole... Nie oglądają głupich programów jedząc popcorn. I niby to nic złego.. niby to nawet lepiej, a jednak nie. Jestem osobą, która jest gdzieś dla ludzi, nie dla miejsca. Nawet na imprezy chodzę dla ludzi, nie, żeby się napić czy się wybawić. Jeśli na imprezie jest zbyt dużo ludzi, z którymi mam mało wspólnego i psują zabawę - wolę iść do kogoś do domu i napić się w 5 osób a nie w 50 - i bawić się o wiele lepiej... Więc jak mam spędzić rok z ludźmi, z którymi nie mam o czym rozmawiać? I niby to co zapewnia rodzina jest bardzo ważne i zgadzam się z tym.. ale równie ważny jest komfort psychiczny. Fakt, że jedziemy do ludzi, których lubimy, nie do pracodawców, którzy dają na dziecko. Może dla ich poprzedniej au pair to było ok. Miała 23 lata i chciała pożyć w USA. Przed przyjazdem już była niezależna i nie potrzebowała wsparcia. Ja potrzebuje. Potrzebuje fajnej relacji między mną a rodziną. Potrzebuje WOW. Na wow składa się: wiek dzieci, miejsce, to co zapewniają i JAKIMI SĄ LUDŹMI. Przynajmniej mi się tak wydaje... Może gdyby mieszkali koło NYC, to byłabym bardziej skłonna, bo zgadzałoby się więcej "punktów" WOW. Nie wiem. Wiem, że nigdy nie mamy pewności , że czasem wow okazuję się klapą, że czasem lepiej pojechać do takich z Indii, z którymi nie ma się wow, ale wiesz, że będziesz bezpieczna. Ale też wiem, że decyzja o wyjeździe jako au pair jest ryzykowna i podejmując taką decyzję wiedziałam na co się pisze. Tęsknota, szok. strach, strach przed rozczarowaniem, przemęczenie... Piszemy się na to i to już wydaje się być szalone. Więc czemu nie być bardziej szaolonym i poczekać na to coś? Może się mylę..
Ja się tu rozpisuję, a Indie i tak zniknęły. Powiedziałam im w sobotę, że dam im znać, a oni i tak zeszli z profilu, chociaż mnie chcieli... Nigdy nic nie wiadomo.
Oczywiście i tak im napiszę maila z podziękowaniem...
A!
Miała pełne zainteresowanie.. nawet 2 razy!
Szczerze? To nie jara.. to męczy. Fakt, że musisz odmówić 4 rodzinom i zaczynasz myśleć, że z tobą jest coś ne tak...
Wolałabym jedną, ale TĄ.
No i zamiast perfect matchu, uzależniłam się od "Chirurgów"! :)
ah chirurdzy! moja najwieksza milosc <3 a co do relacji z hostami to mam takie samo podejscie jak ty i uwazam, ze warto poczekac na taka rodzine ;) wiem co mowie.
OdpowiedzUsuńoglądam po 13 odcinków dziennie i zaczynam się siebie bać haha :D
UsuńCzekaj, nie ważne ile, ale wierz mi warto!
OdpowiedzUsuńJa szczerze ironicznie podchodziłam do tzw. 'wow' jak byłam na etapie składania aplikacji... a jak po raz pierwszy rozmawiałam z moją Host Mamą, która kazała przez Skype przysięgać, że jej po roku nie zostawię, to nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać ze szczęścia!
Na taką rozmowę czekałam trzy miesiące i wiem, że opłacało się czekać...
Musisz tylko wierzyć i nie poddawać się :)
a Chirurdzy - chyba wszystkie jesteśmy uzależnione <3
Teraz ty będziesz moim wsparciem haha, bo licze na to, że będziemy sąsiadkami!! :D
UsuńOczywiście! :D
UsuńTo tylko kwestia czasu aż w każdy weekend będziemy na zakupowym szaleństwie Manhattanowym :))
A już myślałam, że będzie coś więcej z tą rodzinka z Indii :D
OdpowiedzUsuńAle masz racje, najważniejsze są relacje w rodzinie, nie miejsce czy wygoda życia. Jak masz się czuć niekomfortowo w swoim nowym "domu" to bez sensu.
Ja szukam od grudnia tj. prawie 7 miesiecy haha, lepiej poczekac i znaleść kogoś "fajnego" niż pójść do rematchu po 3 miesiacach :D
trzymam kciuki za nastepne matchee !! :D
masz racje, czekaj i szukaj! Ja zrobiłam coś "dla wygody" i teraz się meczę jak cholera! SZUKAJ!
OdpowiedzUsuńSuper że potrafisz rozróżnić właściwą rodzinkę od takiej, która 'oferuje' tylko przedmioty i to już brzmi dla wielu przyszły au pair super. Mam nadzieję, że uda Ci się ją odnaleźć! Mi też nie podobał się, fakt że miałam match'e, pisałam z rodzinkami ale brak było czegoś! A ostatecznie wybrałam rodzinkę z największą ilością dzieci! A w moich marzeniach miała być maksymalnie 2 xd haha, ale to dzięki host mamie, która jest rewelacyjna!! Tez to poczujesz!! Jak dobrze trafisz :)
OdpowiedzUsuńMoja rodzinka (druga) była uczuciowa i chwała jej za to ;D Ale wygoda chyba też jest fajna ; )
OdpowiedzUsuńKochana czy ty zmieniłaś adres bloga? Bo właśnie weszłam Ci odpisać na komentarz u mnie i jestem w szoku bo nie czytałam kilku notek, chyba mi się nie aktualizował Twój blog na stronie głównej bloggera :/ Zaraz zabieram się za nadrabiania!
OdpowiedzUsuńA co do komentarza: w Stanach czasem można spotkać Kinder Niespodziankę, ponoć czasem w polskich sklepach są, ale ogólnie nie można sprzedawać, za to nikt nie zabrania posiadania ;)
oddaj jedną rodzinke!
OdpowiedzUsuń