czwartek, 25 lipca 2013

You don’t give up just because things are hard

Kojarzycie te sceny z westernów - długa droga przez pustynie, lekki wietrzyk popycha jakieś śmieci, zero życia?... no to tak właśnie jest na moim roomie. Pisałam już do Londynu dwa razy.. i to zawsze pomagało... ale teraz pusto. No ale jak to ja - spokojnie, spokojnie, przyjdzie w swoim czasie. Po prostu moja perfect nowojorska rodzina jest zapracowana i nie ma czasu teraz szukać au pair! :D
Mi się z jednej strony już baaardzo chce do USA, a z drugiej.. nie mam innego planu! Więc po prostu muszę wyjechać i będę czekać tak długo jak będzie trzeba!
Do tego nie wiem już w końcu co z tym infant, bo w każdej agencji mówią co innego.. stwierdziłam, że jak będe miała już rodzinkę i będą mieli dziecko poniżej 2 roku życie, to zaczne się martwić :)

Ok, trochę się pożaliłam i poinformowałam was, że żyje!

A!
29 lipca wylatuje już moja K. Zrobiliśmy jej imprezę niespodziankę, a ja byłam przebrana za statue wolnści! :D (btw w dniu wylotu K. rozpocznie bloga :) podam wam linka wraz z pierwszym postem)
I moja Jonka znalazła rodzinę!!!! Wylatuje 26 sierpnia z APIA i będzie mieszkać niedaleko San Francisco! Może ktoś będzie z nią na orientation? 
Tu macie bloga Jonki: DREAMING IS BELIEVING

Jak widzicie z naszej trójki zostałam tylko ja! Mam nadzieję, że niedługo dołącze do moich au pairek!


1 komentarz: